piątek, 3 kwietnia 2015

Rozdział 17.

-Mój brat to kto? -popatrzyłam na niego zdenerwowana.
-Bo on przeprowadził się do mojego miasta dwa lata temu. Byłem wtedy z Sylwią. Zaprzyjaźniliśmy się, nawet bardzo. Chodziliśmy w trójkę na imprezy, praktycznie co weekend. Był dla mnie jak starszy brat ciągle kibicował i mi i Sylwii. Ale podczas jednej imprezy przegiął. Widziałem, że Sylwia mu się bardzo spodobała. Rozmawiał z nią praktycznie cały czas, śmiał się, tańczył. Zacząłem ich szukać, ale nigdzie nie mogłem znaleźć. W końcu m isię udało. Byli w kiblu, a później można się domyślić co się stało. -westchnął ciężko. -Naprawdę mi na niej zależało, a mój kumpel, który był prawie jak brat tak po prostu mi ją odbił.

-Ale ona też nie zachowała się fair. -spojrzałam na niego. 
-Niby tak. -wzruszył obojętnie ramionami. 
-Niby? Gdybym Cię kochała to nigdy nie posunęłaby się do zdrady.
-Wiem, ale nie chcę już o tym rozmawiać. -westchnął.
-Dlaczego? -uniosłam jedną brew i popatrzyłam na Janka.
-Bo teraz mam Ciebie. -przysunął się bliżej i objął mnie w pasie.
      Siedzieliśmy przytuleni w ciszy. Nagle usłyszeliśmy otwieranie się drzwi wejściowych. Zwróciliśmy nasze oczy w tamtym kierunku. Ujrzałam w progu rodziców. Odsunęliśmy się od siebie i przywitaliśmy się. Od razu zalałam rodziców falą pytań.
-Jak babcia? Już z nią lepiej? Co jej było? -patrzyłam raz na mamę, raz na tatę.
-Już dobrze, zmiana ciśnienia zawsze źle na nią działała. -odpowiedziała mama. -Jest Patryk?
-Nie. -warknęłam.
-Pokłóciliście się? -westchnęła mama.
-Można tak powiedzieć. -wzruszyłam ramionami. -Idziemy? -zwróciłam się do Jaśka.
-Gdzie? A lekcje? -wtrącił się tata.
-Odpuść. Na jutro nic nie mamy.
-To nie znaczy, że masz sobie wszystko olewać. To, że jesteś zakochana o niczym nie świadczy. -na twarzy taty pojawił się wielki grymas. 
-Ehe. -przewróciłam oczami i wyszłam z domu. Chwilę później wybiegł za mną Jasiek, chwycił mnie za rękę i stanął przede mną.
-Hej, co się dzieje? -odgarnął kosmyk moich włosów za ucho.
-Nic. -burknęłam.
-Przecież widzę.
-Nic, daj spokój.
-Zrobiłem coś nie tak? -westchnął.
-Nie, naprawdę. Przepraszam, mogę zostać sama? -popatrzyłam na Janka. Ten od razu kiwnął głową i cmoknął mnie w policzek.
-Będę pisał. -przytuliłam go i odwróciłam się na pięcie.
      Chodziłam tu i tam, w sumie sama nie wiem gdzie i po co. W końcu usiadłam na ławce i zaczęłam zastanawiać się nad wszystkimi wydarzeniami. Postanowiłam zadzwonić do Pauli. Wykręciłam numer. Sygnału brak. Jedynie sekretarka, która jak zwykle mówiła tą samą śpiewkę. Nagrałam jej wiadomość Jak tego wysłuchasz zadzwoń, napisz. Martwię się. Sandra. Schowałam go z powrotem do kieszeni. Wsadziłam ręce do kieszeni i siedziałam patrząc się gdzieś w dal i pogrążając się coraz głębiej w swoich myślach. W pewnym momencie poczułam na policzku, nosie, czubku głowy, ramieniu kilka kropel deszczu. Bardzo go lubiłam, więc nawet się ucieszyłam, że zaczął padać. Popatrzyłam się w prawą stronę i ujrzałam, że nie siedzę sama. Trochę się przestraszyłam. Oblizałam usta i otworzyłam już buzię, żeby się cokolwiek odezwać, ale zostałam wyprzedzona. 
-Rafał. -chłopak wystawił do mnie rękę i uśmiechnął się szeroko. Był nie za wysokim szatynem z, w tamtym momencie, szarymi oczami, które za chwilę zrobiły się całe niebieskie. Nie ukrywam, że był trochę "przy kości", ale nie miał jakiejś nadzwyczajnej nadwagi.
-Sandra. -uścisnęłam dłoń chłopaka. -Wystraszyłeś mnie.
-Przepraszam, aż taki straszny jestem? -Rafał zaśmiał się wesoło.
-Nie, przynajmniej nie tak bardzo. -puściłam do niego oczko. -Mieszkasz tu? Nigdy Cię nie spotkałam.
-Można tak powiedzieć. Przeprowadziłem się niedawno w poszukiwaniu pracy. -westchnął. 
-Mhm, rozumiem. -posłałam chłopakowi ciepły uśmiech.
-Odprowadzę Cie do domu, zaczyna coraz mocniej padać. -Rafał wstał i spojrzał na mnie z uniesioną brwią. -No idziesz?
-Tak. -oblizałam usta i wstałam. -Skąd przyjechałeś?
-40 km stąd. -zaczęliśmy powoli iść w kierunku mojego domu. Znaczy, ja prowadziłam to oczywiste. -Ile masz lat?
-Osiemnaście. -poprawiłam kosmyk włosów. -A Ty?
-Dwadzieścia trzy. -chrząknął. Zrobiłam wielkie oczy i spojrzałam na Rafała.
-Naprawdę? Wyglądasz na mój rocznik. -zaśmialiśmy się.
-To chyba dobrze?
-Jak najbardziej. -pokiwałam głową. 
      Rozmowa szła nam bardzo przyjemnie. Tematy praktycznie nam się nie kończyły, ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Znaleźliśmy się pod moim domem. Stanęłam naprzeciwko Rafała i westchnęłam. 
-To co? Ja będę lecieć. -uniosłam kąciki ust w górę i wystawiłam do Rafała rękę. Ten jednak cmoknął mnie w policzek.
-Do zobaczenia, kiedyś. -uśmiechnął się ciepło. W pewnym momencie poczułam jak ktoś łapie mnie za rękę. To był Janek.
-Spadaj, ziomek. -lekko potrącił Rafała za ramię.

-Słucham? -chłopak uniósł brew i popatrzył na Jasia.
-Nie usłyszałeś? Zjeżdżaj stąd. -warknął.
-Znasz go? -Rafał zwrócił się w moją stronę.
-Tak, to mój... -nie zdążyłam dokończyć, bo Janek mnie wyprzedził.
-Chłopak. Zabieraj się stąd. -wywróciłam oczami. Rafał odwrócił się na pięcie i chwilę później już go nie było. -Kto to był?
-Nowo poznany kolega. -wzruszyłam obojętnie ramionami i już chciałam iść do domu, kiedy Jasiek złapał mnie za nadgarstek i szarpnął w swoją stronę. -Odbiło Ci? Puść mnie.
-Podobno humoru nie masz, chciałaś być sama, a teraz kręcisz z jakimiś typkami. -syknął.
-Zwariowałeś? Dosiadł się do mnie to co miałam zrobić? Kazać spadać tak, jak to Ty zrobiłeś? Nie jestem taka. -zmarszczyłam brwi i wyrwałam mu rękę. 
-Przepraszam. -Janek przetarł twarz dłonią i popatrzył mi w oczy. Zaczął zbliżać się do mnie, najwidoczniej po to, żeby się przytulić, ale odsunęłam się od niego.
-Najpierw na mnie najeżdżasz, a teraz przepraszasz. Czasami warto jest użyć mózgu i pomyśleć nad tym co mówisz i robisz. -chwyciłam się za nadgarstek i zaczęłam go masować, ponieważ Janek uścisku wcale lekkiego nie miał.
-Skarbie.. -położył rękę na moim ramieniu, ale odwróciłam się i zaczęłam iść do domu.
-Odezwij się jak ochłoniesz, cześć. -weszłam do domu i zdjęłam buty.
-Jak minął dzień? -zaczęła mama.
-Idę na górę, później porozmawiamy.
-Poucz się. -wtrącił się tata.
-Ta. -odpowiedziałam obojętnie i weszłam po schodach do swojego pokoju. Wzięłam do ręki telefon i sprawdziłam czy nie mam jakiejkolwiek wiadomości od przyjaciółki. Niestety nadal głucha cisza. Napisałam do Marcina. To samo, zero odzewu. Zaczynałam się martwić, ale stwierdziłam, że może są razem, więc nie chcę im przeszkadzać.
      W pewnym momencie przyszła wiadomość od Janka. Skarbie, przepraszam. Zachowałem się jak skończony idiota. Wybacz mi. Zmarszczyłam brwi. Długo zastanawiałam się nad tym, co mu odpisać. Po długim zastanowieniu dostałam kolejnego SMS. Również od Janka. Okazało się, że dziadkowie będą pochowani jutro. Nie zdążę przylecieć, przyjdziesz jutro do mnie po szkole? Od razu do niego zadzwoniłam.
-Halo? -jego głos był smutny, bardzo smutny.
-Janek, oczywiście, że przyjdę, ale nie zamartwiaj się. Proszę. -westchnęłam do słuchawki.
-Postaram się. Idź spać, musisz się wyspać. Dobranoc, kocham Cię.
-Ja Ciebie też, do jutra. -rozłączyłam się i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, założyłam pidżamę i poszłam do łóżka. Nie leżałam długo. Narastająca cisza w całym mieszkaniu i ciemność panująca na zewnątrz sprawiły, że moje powieki stały się coraz cięższe, aż w końcu usnęłam.
      Obudziłam się następnego dnia jak zwykle dźwiękiem kochanego budzika. Wyłączyłam go i zerwałam się na równe nogi. Przekąpałam się, włożyłam świeże ubrania i poszłam do szkoły. Tego dnia nie było ani Pauli, ani Marcina w szkole. Naprawdę zaczęłam się martwić. Dzień zleciał szybko. Jak każdy w ostatnich dniach. Po szkole od razu wybrałam się do Janka. Zapukałam do drzwi, ale długo nikt nie otwierał. Postanowiłam sama wejść, bez zgody właściciela. Nacisnęłam na klamkę i uchyliłam drzwi. Powoli zaczęłam wchodzić wgłąb mieszkania.
-Haalo? Janek, jesteś? -rozglądałam się po domu w poszukiwaniu chłopaka. Weszłam do jego pokoju i zobaczyłam śpiącego Janka. Chciałam już się wycofać, ale usłyszałam jego cichy głos.
-Zostań. -westchnął i odwrócił się w moją stronę. Oblizałam usta i podeszłam do niego.
-Jak się czujesz?
-A jak się mogę czuć? -przygryzł wargę.
-Zgaduję, że nie za ciekawie.
-Bingo. -wstał i usiadł podpierając się łokciami o kolana. Usiadłam koło niego i przytuliłam. -Moi rodzice przyjeżdżają za dwa dni.
-Naprawdę? -poczułam dreszcze na całym ciele. -To chyba dobrze?
-Nie wiem. -wzruszył ramionami. -Spięłaś się. O co chodzi? Fajni są, nawet.
-Co masz na myśli?
-To, że ich poznasz. -popatrzył na mnie i uśmiechnął się szeroko.
-Ja? Po co? -przełknęłam głośno ślinę.
-A może dlatego, że jesteś moją dziewczyną? -lekko tyknął mnie w biodro przez co podskoczyłam do góry. Zarechotał jak zawsze.
-Bardzo śmieszne. -prychnęłam i zrobiłam zniesmaczoną minę.
      Nagle w całym domu rozległ się dzwonek do drzwi. Janek wstał i zszedł na dół otworzyć. Nie słyszałam rozmowy, więc nie byłam w stanie wywnioskować kto to może być jednak nagle usłyszałam głośny krzyk Jasia.
-Sandra! Ktoś do Ciebie! -zdziwiłam się, ale mimo to zeszłam na dół. W progu ujrzałam Patryka. Wywróciłam oczami.
-Czego tutaj chcesz?
-Pogodzić się. Mogę wejść? -Jasiek wziął głęboki wdech i wpuścił chłopaka. Usiedliśmy wszyscy na kanapie. 
-Posłuchajcie. Zwłaszcza Jasiek. Ja wiem, że zachowałem się jak idiota, skończony idiota. Chodzi mi o Sylwię. Wiecie.. -schował twarz w dłonie i wziął głęboki wdech. wyjrzał na nas zza dłoni. Popatrzyliśmy z Jaśkiem na siebie ze zdziwieniem.
-O co chodzi? -zdziwiłam się.
-Bo Sylwia.. -oblizał usta i z powrotem ukrył twarz za dłońmi. 
-Co Sylwia?! -Jasiek popatrzył na chłopaka zdenerwowany.
-Upozorowała wypadek Pauli i Marcina. -zmarszczył brwi.
-Co to ma znaczyć?! -czułam jak do moich oczu napływają łzy.
-No bo.. Oni jechali wczoraj w nocy samochodem i.. Ona im wyjechała, wpadli w rów, podobno, nie wiem. Zadzwoniła do mnie, cała szczęśliwa, że jej się udało, że teraz za to zapłacisz. -zwrócił się w moją stronę. -Ja naprawdę nie wiedziałem, że ona taka jest!
-Jedziemy do szpitala. -Jasiek wstał i chwycił mnie za rękę.
      Kilkanaście minut później znaleźliśmy się w szpitalu. Podbiegłam do recepcji i zapytałam o ich nazwiska. Powiedzieli mi gdzie leżą, więc od razu pobiegłam na wyznaczone miejsce. Janek z Patrykiem postanowili, że zaczekają na mnie na dole. Po chwili byłam już na wyznaczonym przez pielęgniarkę miejscu. Widziałam ich podłączonych do miliona przeróżnych maszyn. Mieli łózka obok siebie. Zauważyłam rodziców Pauli i Marcina. Chwilę później lekarza. Podeszłam do niego i zapytałam o nich, jednak nic nie chciał mi powiedzieć. Zapytałam więc ich rodziców. Okazało się, że Marcinowi praktycznie nic nie było. Złamany nadgarstek, a oprócz tego był cały poobijany. Z Paulą było o wiele gorzej. Okazało się, że jest w śpiączce. Rozpłakałam się i przywarłam do ściany. Osunęłam się na ziemię i schowałam twarz w kolana. Płakałam jak małe dziecko. Po głowie chodziła mi jedna myśl Gdzie jest Sylwia i co planuje teraz zrobić? Może chce zrobić krzywdę mi, Jankowi czy też Patrykowi? Albo planuje coś zrobić moim rodzicom? Wiedziałam, że muszę ją znaleźć. Nie mogłam jej tego odpuścić, nie za to co im zrobiła.


~~~~~~~~~~~~~~~~
Cześć słoneczka! :) I mamy rozdział 17! :) Mam nadzieję, że Wam się podoba, bo postanowiłam się dla Was poświęcić i mimo mojego bardzo złego samopoczucia i wszystkich sytuacji, które nade mną krążą napisać dla Was rozdział i to nie byle jaki jak sami widzicie! :)
Jeśli Ci się spodobał nie zapomnij zostawić komentarzu to bardzo motywuje do dalszego pisania! :)
Chcesz się ze mną skontaktować? Masz pytanie? Napisz! :) ASK.FM ostatnio Wasza aktywność na asku bardzo spadła, w ogóle się ze mną nie kontaktujecie :(
do zobaczenia w następnym rozdziale, buziaki! :*

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział.

    Pozdrawiam i zapraszam do mnie: http://jednozdarzenie.blogspot.com/ <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę miło się czyta twoje prace! Oby rak dalej! :)

    http://maryconsciousdream.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń